Chociaż skończyłem już 40 lat nigdy nie próbowałem znaleźć na to odpowiedzi, bo też tego pytania ani ja sam, ani nikt inny nigdy mi nie zadawał. Aż do czasu, gdy znalazłem się w więzieniu, gdzie na jednym ze spotkań zadał mi je odwiedzający nas pastor. Wtedy zbyłem je szybką odpowiedzią: „jakoś to będzie”, ale wiedziałem, że to zła odpowiedź. Wtedy coś się we mnie uruchomiło…
To nie pierwsza moja odsiadka, jednak tym razem odizolowano mnie od społeczeństwa na kilkanaście lat. Jeszcze do niedawna chwaliłem się tym, za co siedzę, jakim twardzielem byłem, kogo stłukłem, w jakich rozbojach, napadach i wymuszeniach brałem udział. W jednym z nich zginęła osoba i jej twarz pokazywana mi wielokrotnie przez prokuratora, tkwiła mi ciągle w umyśle.
– To nie moja wina, że tak sprawy się potoczyły – wmawiałem sobie niemalże każdego dnia. Mimo tego uporczywy obraz nie znikał. Budziłem się w nocy i zlany zimnym potem siedziałem tempo na więziennym łóżku. Nawet Więzienny Zakład Psychiatryczny, leki psychotropowe, opieka lekarska, nie polepszały mojej sytuacji psychicznej. Chciałem się wyrwać z tego miejsca więc mówiłem opiekunom, że jest mi już lepiej, choć wcale tak nie było. I wtedy przyszła mi myśl: tylko Bóg może mnie z tego koszmaru uwolnić! Poprosiłem więc o spotkanie z pastorem i od tego momentu coś drgnęło, zaczęło się zmieniać na lepsze…
Spotykaliśmy się co tydzień. Przyjeżdżali do mnie we dwoje i rozmawialiśmy o życiu. To tutaj, w więzieniu, dowiedziałem się, że życie nigdy się nie kończy. To, co usłyszałem od moich duchowych opiekunów było jak odkrywanie nowego świata! Dzisiaj już wiem, że ten nowy, dotychczas mi nieznany świat, to Królestwo Boże. Wiedziałem, że poznanie tych ludzi to nie przypadek i złapałem nadzieję, że mam nową szansę, żeby moje życie się całkowicie zmieniło.
Pojednałem się z Bogiem. Pan Jezus stał się moim Zbawicielem. Ukończyłem stopnie duchowego wzrostu podczas kursu biblijnego w Projekcie Filip i uważnie czytałem Biblię, którą otrzymałem. Z biegiem czasu zauważyłem, że stosunek wychowawców (ale też innych współwięźniów) do mnie się zmienia. Na początku widziałem kpinę w ich spojrzeniu, ale niektórzy – kiedy tylko opowiadałem im o życiu Pana Jezusa – stawali się poważni. Cieszyłem się jak dziecko, kiedy mogłem przyprowadzić kogoś na kolejne spotkanie żeby i on mógł posłuchać o Bogu. Sporo osadzonych postąpiło jak ja i uwierzyło w Jezusa. Niektórzy z nich płacą wysoką cenę tych decyzji. Byli przez innych wyśmiewani, dokuczano im, ale zauważyłem też, że Pan daje im siłę i mądrość tak, że potrafią to znosić.
Coraz częściej zacząłem marzyć o wolności. Przebywałem już w odosobnieniu blisko 10 lat i samotność zaczęła mi mocno dokuczać. Kiedy z Aresztu Śledczego przeniesiono mnie do Zakładu Karnego zacząłem pisać prośby o udzielenie mi przepustki. Kiedy ją otrzymałem (3 dni na podreperowanie zdrowia) do więzienia przyjechał po mnie pastor. Zabrał mnie do swego domu. Całymi godzinami rozmawialiśmy na tematy Boże. Zapytał mnie: „czego na dziś najbardziej pragniesz?”
– Chciałbym się ochrzcić – powiedziałem – ale jestem w więzieniu, a tam tego nie praktykują.
– Ale dziś nie jesteś w więzieniu – odpowiedział pastor, po czym zadzwonił do kilku osób. Chwilę później przyniósł spodenki, koszulkę i ręcznik. Pojechaliśmy nad zalew, a po niespełna kilku minutach przyjechały osoby, które są częścią wspólnoty zielonoświątkowej w M-ach. Przebrałem się, spędziliśmy jakiś czas na modlitwie, a potem… weszliśmy do wody.
Miałem okazję, przy świadkach, wyznać, że wierzę w Jezusa, że jest On moim Panem i że pragnę zawsze mu służyć. Jeszcze 2 godziny temu to pragnienie było czymś nierealnym. Teraz się urzeczywistniło! Pomyślałem, że tak jak to pisze ap. Paweł: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia, w Chrystusie” (Flp 4, 13).
Wcześniej też miałem różnorakie pragnienia, ale nie były one w jakikolwiek sposób związane z Bogiem. Raczej stawałem przed murem i bijąc w niego głową dziwiłem się, że nic mi nie wychodzi. Dziś moje pragnienia i marzenia mają inny kierunek i widzę, jak Bóg otwiera przede mną drzwi niemożliwości. Niedługo – mam nadzieję – otrzymam warunkowe zwolnienie i będę mógł (i musiał) od nowa budować moje życie. Wiem, że chcę to robić z Jezusem. Modlę się o to, aby być mądrym budowniczym i budować na skale. Już dziś zabiegam o pracę i mam obietnice jej otrzymania. Przy okazji uczę się angielskiego, bo wiem, że mi się przyda. Chcę też przyłączyć się do zboru, gdzie będę mógł działać. Lubię głosić ewangelię i na dziś mam w więzieniu grupkę przyjaciół z którymi spotykamy się na czytaniu Słowa Bożego i modlitwie.
Od czasu chrztu już kilkakrotnie miałem okazje korzystać z przepustek zdrowotnych, bo mój stan zdrowia wymaga pomocy medycznej, ale to umożliwiło mi również spotkania z ludźmi wierzącymi. To mnie umacnia i wiem, że mój pobyt w ZK to kwestia czasu.
Dziękuję wszystkim, których miałem okazję poznać, którzy pomagali mi, gdy byłem w beznadziejnym położeniu, bo to oni dziś są moją nową rodziną.
Rafał