Porywają Amerykanów dla okupu i zabijają zakładników, którzy nie płacą. Straszą lokalnych mieszkańców karą i śmiercią jeśli nie płacą miesięcznego characzu. Mają powiązania z narkotykowymi szefami, dilerami i zorganizowanym światem przestępczym. Tysiące tych partyzantów-terrorystów zamieszkuje góry Kolumbii. Jest to pole misyjne Marii
Jedyny ciężar
"Modliłam się do Boga o to w jaki sposób zanieść Słowo Boże do tych ludzi w górach, gdy Bóg położył na moim sercu to, że powinnam tam pójść - mówi Maria, członek Ligi Biblijnej i kobieta zakładające nowe kościoły. - więc odważnie poszłam w góry, aby powiedzieć ludziom o Jezusie".
Maria poszła do małego górskiego miasteczka i zaprosiła każdego, kogo spotkała na spotkanie, na którym będą mogli usłyszeć Słowo Boże. Pierwszego wieczoru przyszło 120 osób! Dzieliła się z nimi słowem z Listu do Rzymian 6:23 i pięć osób przyjęło Jezusa jako swego Zbawiciela!
Partyzanckie ćwiczenia
Wśród tych 120 osób byli też partyzanci. Mieli Marię na oku podczas jej pobytu w tym mieście. "Codziennie byłam pytana przez partyzantów, dlaczego jestem w górach i po co - mówi. Każdego dnia odpowiadałam, że jestem tutaj, aby głosić Słowo Boże, ponieważ ludzie potrzebują Jezusa. Codziennie mówiłam im, że oni również, muszą usłyszeć Ewangelię Jezusa Chrystusa". Stopniowo zaczęli akceptować jej obecność w "ich" górach, lecz tylko na ich warunkach: Maria miała nie kontaktować się z żadną inną grupą, która sprzeciwiała się im. Nie wolno jej było mówić policji czy jakiejkolwiek rządowej agencji o swoich kontaktach z nimi. Miała również być neutralna wobec ich politycznych powodów działań, przez cały czas. "Jeśli złamałabym któryś z tych warunków, zabiliby mnie" - stwierdza szczerze.
Zdobyła ich zaufanie i ostatecznie wolno jej było odwiedzić 25 górskich miasteczek, które kontrolowali.
"Znali mnie. Mogłam pójść swobodnie i otwarcie ewangelizować" - mówi. Od tej pory założyła już piętnaście kościołów w tych kontrolowanych przez partyzantów górach.
Bezcenne odkupienie
Sposób demonstracji miłości Jezusa i przesłania ewangelii jakie przyniosła, dotknęło niektórych z najtwardszy ich partyzanckich serc. Maria mówi: "Dla partyzantów usłyszeć, że jest Bóg, i że ten Bóg kocha ich jest czymś tak nowym, i jest to rzeczywiście dobra nowina. Gdy po raz pierwszy dowiedzieli się, że ten Bóg myśli o nich mając w sercu miłość do nich, to wydawało się, że miękli i chcieli słuchać więcej".
Maria szacuje, że około 150 partyzantów poprowadziła do Jezusa, lecz dla nich wiązało się to z dylematem. Aby iść za Jezusem, musieli zaprzestać zabijania, musieli zostawić "ruch" i góry, a to jest uważane za akt zdrady i może ich wiele kosztować. "Osobiście znałam partyzanta, który przyjął Pana Jezusa jako Zbawiciela i nie miał czasu na to, aby uciec z gór, zanim go zabili partyzanci jego kompani. - mówi Maria. - Cena jest rzeczywiście bardzo wysoka, lecz chwała Bogu, że niektórzy z nich chcą ją zapłacić, aby wejść do życia z Chrystusem".