Czy możesz sobie wyobrazić, że nie znasz ani jednego chrześcijanina? Tego właśnie doświadczyli Liru i Angela, małżeństwo z Rumunii. Chrześcijaństwo znali jedynie z komunistycznej propagandy w której dorastali.
Pewnego dnia, podczas spaceru, Angela przechodziła obok ewangelicznego kościoła chrześcijańskiego. Po architekturze poznała, że to nie był rumuński kościół prawosławny. Weszła do budynku i zapytała, kiedy są spotkania i czy może przyjść? Angela postanowiła ich jeszcze odwiedzić.
Przyszła w najbliższą niedzielę, a tydzień później przyprowadziła swojego męża. Zaproszono ich na studium biblijne. Nie byli pewni, czy będą w stanie przyjść. Nie mieli z kim zostawić swojego małego syna. Chętna chrześcijanka z kościoła zaproponowała im opiekę nad dzieckiem i małżeństwo zaczęło uczestniczyć w grupie biblijnej.
Nie trwało to długo, bo Angela przestała przychodzić. Znajomi zarzucali jej, że zadaje się z jakąś sektą. Zaczęła się wykręcać. Mówiła: jestem zbyt zajęta żeby przyjść na spotkanie.
Jej mąż był bardziej wytrwały. Przychodził nadal i razem z innymi w grupie modlili się za Angelę. Gdy wracał do domu zachęcał swoją żonę do szukania Boga.
Bóg odpowiedział na modlitwy. Angela zaczęła ponownie chodzić na spotkania grupy biblijnej. Razem z mężem czytali i rozważali Biblię.
Módlcie się o tą rodzinę, aby Bóg dalej działał w ich sercach. A także o ich duchowy wzrost, by mogli dzielić się z rodziną swoją wiarą.
Cieszy sytuacja, kiedy ludzie sami wchodzą nam do kościoła, ale te przypadki zdarzają się dość rzadko i nie jest to podstawowa droga ludzi do Boga. Być może dookoła nas jest wielu takich, którzy przezywają walkę pomiędzy strachem a wiarą. Chcieliby wejść, ale boją się. Nie możemy na nich czekać. Trzeba po nich pójść i to jest główna ścieżka do serca ludzi. Jezus powiedział, że nie przyszedł, aby czekać, aż ktoś do niego przyjdzie, ale po to, aby szukać i zbawić to, co zginęło.